piątek, 12 lipca 2013

Belen - Wenecja w Iquitos

Belen jest najbiedniejszą dzielnicą miasta Iquitos. Mieszkańcy nazywają ją prześmiewczo Wenecją w środku
dżungli. Mój współtowarzysz określił je miejscem, które nie jeden bóg opuścił...

Dzielnica składa się z dwóch części - górnej, w której mieści się słynny market(targ), oraz dolnej - drewnianych domów zbudowanych na terenach zalewowych. Domy te, można podzielić na dwa rodzaje: jedne stoją na wysokich palach wbitych w ziemię, drugie zbudowane są na drewnianej pływającej platformie. Taką konstrukcje wymuszają bardzo duże zmiany w poziomie wody Amazonki. Jeden z mieszkańców, stolarz i budowniczy  owych domów stwierdził wprost: pół roku żyjemy jak w Wenecji, pół roku na lądzie. Dzięki temu nikt nie przychodzi zbierać podatku gruntowego, nie ma też właściciela miejsca, na którym znajduje się dom. Są za to dystrykty,

 każdy z nich ma własnego przedstawiciela "gubernatora" społeczności. Do niektórych domów jest doprowadzony prąd (opłata tylko za przyłączenie), co oczywiście nie oznacza, że jest dostępny 24h/dobę. Znajduje się tam kilka budynków murowanych, wielkich i wyróżniających się na tle całej pływającej dzielnicy - są to kościół katolicki oraz szpital - ufundowany i sponsorowany głównie przez szwajcarów. Co ciekawe, za usługę szpitala każdy musi zapłacić symbolicznego Sola (1,20 PLN). 


Czystość, a raczej jej brak niesamowicie rzuca się w oczy. Toalety to dziury w podłodze,a śmietnik, pralnia, woda do zmywania to przepływająca rzeka. A co akurat jeśli jest czas niskiego poziomu wody? Nieczystości lądują na ziemi obok/pod domem i czekają, aż za kilka miesięcy zabierze je rzeka. Smród jest nie do zniesienia.

Byłem tam w okresie obniżania się poziomu wody - widziałem rybaków między domami! Na moje zdziwienie uzyskałem, prostą odpowiedź - tam można, tam woda jest czysta... Jak się żyje w Belen? Ciężko, jest to raczej próba przeżycia w mieście niż godne życie. Drobny handel, usługi, rękodzielnictwo, sprzedawanie tego co dała dżungla lub rzeka. Niestety źródłami dochodu jest wszytko co nielegalne - złodziejstwo, narkotyki, kłusownictwo. W jakich proporcjach? Tego pewnie nigdy się nie dowiem.

Każda uliczka na targowisku ma swoją specjalizację - wyroby tytoniowe, ubrania, mięso, warzywa itd. Oraz specjalna uliczka, do której prowadzony jest każdy turysta,mianowicie zakątek czarownic i szamanów, którzy sprzedają eliksiry, maści, różnego rodzaju proszki i amulety. Znajdą rozwiązanie na każdą dolegliwość, na każdy problem. Im głębiej wchodzi się w ulicę, tym częściej słyszy się ostrzeżenia "nie idźcie w dół (głębiej), tam jest niebezpiecznie, napadają". To prawda, jednak im głębiej tym ciekawsze rzeczy można zobaczyć.
 Na początku - napoje na potencję (np. 7 razy bez wyciągania), na odporność, na ból głowy, na większą potencję u partnerki itd. Świeczki pomagające przyciągnąć miłość lub pozbyć się partnera. Jako że jest to kultura "macho" - afrodyzjaków bez liku :)  Rośliny pomagające na problemy żołądkowe, lepsze oddychanie, oczyszczenie ciała i duszy. Duszy? A jak to działa? Pod postacią tych wszystkich "magicznych", uzdrawiających środków znajdują
się różne rośliny halucynogenne: kaktusy, grzyby i oczywiście pęd ayahuaski. A co jeszcze można zobaczyć wchodząc dalej? Skalpy i czaszki małp, głowy żółwi, pazury i zęby jaguara, szczęki węży. Autentyczne? Tak! Tak samo jak skóry jaguara, anakondy, skorupy żółwi, butelki z łojem boa, czy innych zwierząt. Dostępne są też, słoje z zalanymi całymi wężami czy pająkami. Cel? Domyślać się można, że rytualny. Im głębiej wchodzimy tym większe zdziwienie i zainteresowanie wywołuje turysta. Usłyszałem, też kilka zaproszeń na "wycieczkę", która pewnie byłaby równoznaczna z tym, że wracałbym w samych majtkach...

Bardzo istotną sprawą w podróży jest odpowiedzialność również za to co kupujemy. Pomyślmy dwa razy, zanim coś kupimy, czy nie przyczyniamy się do nakręcania czarnego rynku lub pogłębiania jakiejś tragedii, albo wręcz przeciwnie, wspomagajmy lokalnych rolników czy artystów (a nie chiński przemysł pamiątkarski!).  Musimy pamiętać o odmiennym myśleniu tubylców, dla nich anakonda jest groźnym szkodnikiem, jaguar zagraża ich dzieciom, a pająki są zabawkami.  Ale w zakamarkach Belen można również kupić żywe zwierzęta i nie mówię tu o kurach, tylko o żółwiach (również Matamata!), młodych papugach,  małych leniwcach i małpach na smyczy. Każdy, kto chciałby uratować z niewoli takie zwierze, musi wiedzieć jedno. Po tym jak kupicie zwierzę z myślą o jego uratowaniu, kłusownik następnego dnia  pójdzie do lasu, zabije rodziców i przyniesie następnego młodego leniwca czy małpę - tak właśnie działa ten bezduszny interes.


Ogólne wrażenia z Belen są ekstremalne. Ekstremalna bieda, ekstremalne warunki życia, ekstremalne zapachy, ekstremalny bród i syf. Wszytko to zrobiło na mnie duże wrażenie i cieszę się, że mogłem to zobaczyć na własne oczy , ale na pewno nie jest to miejsce które poleciłbym każdemu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz